W domu wymyśliłem sobie by spływ Regą zacząć z jeziora Rusko Górne, jednak z powodu suchego lata stwierdziłem, że warto by najpierw sprawdzić czy na ujściu z niego jest wystarczająco dużo wody by plan ten wprowadzić w życie. Pierwszą taką okazję był (jak się na miejscu okazało) przepust za wsią Rycerzewko.

Pierwotne plany zakładały, że zaczniemy w wiosce o tej samej nazwie co rzeka : ) Plany sobie życie sobie - znaczy można by tam faktycznie zacząć spływ, ale to by oznaczało, że przez kolejnych kilkanaście kilometrów będziemy oglądać jedynie trzciny na brzegach kanału jakim Obra tu płynie. Czyli zmieniamy plany.

Piątek

Obrę mieliśmy okazję "nadgryźć" dwa lata wcześniej na odcinku między Zbąszynkiem a Miedzyrzeczem. We wspomnieniach została całkiem przede wszstkim dość czysta woda i rewelacyjnie przemykające obok nas ławice okoni i płoci na odcinku między Rańskiem a Międzyrzeczem. Po tamtym wypadzie zostało więc postanowienie, by spłynąć ją kiedyś na dużo dłuższym odcinku.

Parę dni wolnego szybka, dzika decyzja i atak! Do Zawichostu mamy na skróty 430km. Po drodze jest Zalew Sulejowski więc i kilkugodzinna przerwa na pływanie po nim.

Nocleg gdzieś w okolicach mostu w Annopolu, trochę z trasy, ale trzeba ukłonić się przed Królową, dziś już nie popłyniemy bo wieczór za pasem. Wisła robi wrażenie, pierwszy raz popłyniemy tak małą łódką po tak dużej wodzie. Noc mija spokojnie w jakimś lesie nad brzegiem Wisły, niebawem tędy przepłyniemy. Dojście do wody kiepskie, błoto. Poczekam z dotknięciem wody jeszcze chwilkę.

Swoją krótką relację ze spływu rzeką Raciążnicą chciałbym zacząć od cytatu Stanisława Jachowicza
"Cudze chwalicie, Swego nie znacie, Sami nie wiecie, Co posiadacie"

Maj

Wiosna w tym roku kazała na siebie długo czekać. Przyroda pomału budzi się do życia, zaś ciepłe promienie słońca wygrzewają zmarzniętą przez długą zimę ziemię. Zbliżająca się majówka była świetną okazją na spłynięcie naszymi łódeczkami rzeką Raciążnicą. Rzeka, nad którą mieszkam prawie 20 lat i nie została jeszcze pokazana jako szlak kajakowy.

Tak w ogóle to w piątek nie wiedzieliśmy jeszcze, gdzie jedziemy, było wiadomo tylko, że trzeba skorzystać z dobrej pogody i że jedziemy popływać. W sobotę rano ostatecznie wypadło na Drawę i odcinek, którego dwa lata temu nie spłynęliśmy.

Plan był taki aby koło południa ruszyć z domu i na wieczór dojechać na miejsce tak by rano po śniadaniu po prostu spakować się i zacząć spływ. Plany sobie a życie sobie - po prostu okazało się, że może nie udać się nam dopłynąć do Drawna w czasie gdy czynny jest punkt sprzedaży biletów. Pozostało więc przenocować w jego bliskiej okolicy, kupić rano te bilety i pojechać do Prostyni by tam zacząć spływ.

Do Bytowa - gdzie to Myszka korzysta z okazji i robi ostatnie zakupy - docieramy koło południa, po kilkunastu dalszych minutach jazdy jesteśmy w Jasieniu na grobli dzielącej jezioro o tej samej nazwie.

1

Znajdujemy dogodne miejsce do wodowania, wypakowujemy rzeczy i wracam samochodem pod sklep by go tam zaparkować na czas spływu. W sklepie pytam tylko, czy parkowanie będzie problemem i czy okolica należy do spokojnych - odpowiedzi uspokajają. No to płyniemy. Zaczynamy na 92.1km spływu i kolejne 4km to wiosłowanie w otwartej przestrzeni, na nasze szczęście wiatr tym razem wieje w plecy, więc Myszka może się relaksować na dziobie a za utrzymywanie kursu odpowiadam tylko ja.