W domu wymyśliłem sobie by spływ Regą zacząć z jeziora Rusko Górne, jednak z powodu suchego lata stwierdziłem, że warto by najpierw sprawdzić czy na ujściu z niego jest wystarczająco dużo wody by plan ten wprowadzić w życie. Pierwszą taką okazję był (jak się na miejscu okazało) przepust za wsią Rycerzewko.

6

Widok lekko mnie zdziwił, bo wyszło na to, że Rega jest tu rzeką okresową - to znaczy, że tym razem akurat jej nie było : ) Kolejną szansą sobie i Redze dałem w okolicach wioski - bodaj - Przyrzecze. Tu już było nieco lepiej, bo raz że była woda, dwa, że dało się do niej dojść - zapewne dzięki niedawno wybudowanemu za unijne pieniądze pobliskiemu progowi. Debatowałem nad startem w tym miejscu przez kilka naprawdę dobrych chwil by ostatecznie stwierdzić, że piętnaście centymetrów wody to jednak za mało by nie przyniosło to jakichś niespodzianek na kolejnych kilkuset metrach spływu.

Trzecie podejście wypadło przy moście na wschód od Smardzka i tu z wodą było już naprawdę dobrze: było głęboko choć stopień zachaszczenia brzegów powinien mi był dać do myślenia. Ale nie dał.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Z miejscem na wodowanie jest tam nieco krucho, bo nie dość że po obu stronach mostu są podwójne ciągłe linie to jeszcze jakieś sto metrów dalej stoi radiowóz ściągnięty do jakiegoś wypadku. Wypakowuję się więc wyjątkowo czujnie, by nie wzbudzić zainteresowania stróżów prawa. Z mostu widać, że przez pierwsze metry na wodzie czekać mnie będzie raczej przeciskanie się w tataraku niż wiosłowanie. Jeszcze nie wiem, że Rega w tej materii przez najbliższe godziny zakpi sobie ze mnie kilkukrotnie. Po krótkim pożegnaniu z moimi - podążającymi nad morze - kibitkami odbijam od brzegu.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Już po kilkunastu metrach trafia się pierwsza z nawet nie wiem ilu na tym odcinku sytuacji w których szerokość kanu jest większa od szerokości wolnej przestrzeni między tatarakiem : ) Przeciskam się oczywiście z pomocą wiosła po raz pierwszy w życiu żałując, że nie mam ze sobą tyczki by odpychać się nią od dna. Taki teren ciągnie się mniej więcej przez dwa kilometry, a jedynym urozmaiceniem są trzy  przegradzające nurt progi i przelotny deszcz.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Pierwszy z nich - ten najwyższy - przenoszę psiocząc pod nosem na autora pomysłu tej konstrukcji, bo woda przełamuje się po konstrukcji przypominającej raczej zwieńczenie średniowiecznych murów obronnych. Przy kolejnych dwóch biorę się na sposób i oszczędzam sobie noszenia stając okrakiem pomiędzy wystającymi z wody elementami i przechylając kanu na burtę tam mocno, że prawie wlewam do niego wodę.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Chaszcze zaczynają odpuszczać przed Rogalinem, tu Rega osiąga w porywach do pięciu metrów szerokości przy jakichś pięćdziesięciu centymetrach głębokości. Słowem zaczyna się robić sympatycznie. Przy zabudowaniach tej wioski do wyjścia na brzeg prowokują mnie … nagrobki. A konkretniej to co z kilku z nich zostało i jest składowane nad wodą.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Niewiele dalej przepływa się pod mostem drogowym i widoki jaki się tam roztaczają są jak słodka obietnica tego, że najgorsze już mam za sobą. Po krótkim prostym odcinku z przyjemnie szumiącą wodą i po minięciu kładki Rega skręca ostro w prawo i … znów zaczynają się tatarakowe chaszcze.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Na dokładkę dochodzi do tego wszelkiego rodzaju roślinność gęsto porastająca dno i dwie zwałki. Całość tworzy kombinację, która sprawia, że przy silnie wyczuwalnym prądzie bez wiosłowania najczęściej stoi się w miejscu. Kilka lat temu w podobnych warunkach psioczyłem na to, że Czarna Hańcza jest zarośnięta. Po tym co przerabiam tu i teraz już nie powiem, że perła Podlasia jest nieprzyjazna wodniakom : ) W takich warunkach płynie się jakiś kilometr - do mostu kolejowego. Za nim przez kilka chwil znów można cieszyć się przyjemnie niosącą wodą, przestrzenią po obu stronach burt i pięknie prażącym słońcem. Niby jest obiecująco, ale mając w pamięci niedawne doświadczenia już się nie cieszę na koniec przedzierania przez habazie. Pesymizm okazuje się być uzasadniony, gdyż tataraku przybywa i przybywa. Przybywa i przybywa i … w końcu jest go tyle, że grzęznę w nim zupełnie nie mogąc się przesuwać do przodu.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rzeźnia to jedyne skojarzenie jaki przychodzi mi do głowy. Na moje szczęście z prawym brzegiem sąsiaduje świeżo ni to skoszona ni to wykarczowana łąka, więc wycofuję się kilka metrów by lądu zobaczyć jak dalej wygląda mój szlak. A wygląda naprawdę fatalnie, bo kolejne dwieście metrów to uregulowany kanał zupełnie zarośnięty tatarakiem. Masakra normalnie : ) Wyciągam z kanu dwie beczki i je samo już na lekko wyciągam na brzeg. Beczki lądują w dłoniach a ja po dwóch przerwach w ich taszczeniu ląduję na końcu tego pola nad jakimś przepustem psiocząc na gorące popołudnie. Od tego momentu znów robi się nieco luźniej - czyli można płynąć wiosłując albo odpychając się od tataraku. Wracam po kanu i za cumkę dociągam je do pozostawionych beczek.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Niedługo później zaliczając kolejną nawet nie tyle przenoskę, co przeciągajkę wiem już skąd się wzięły tamte szuwary - ich "sponsorem" okazują się być leżące po sąsiedzku na lewym brzegu stawy hodowlane i spiętrzona na ich potrzeby na jakiś metr woda. Dzień dobiega ku końcowi, więc przez Świdwin staram się przemknąć tak szybko jak się da by miejsca na nocleg szukać nie na jego rogatkach ale gdzieś dalej. To jednak okazuje się nie być takie proste, gdyż na końcu promenady pod mostem w centrum miasta wypada mniej więcej półmetrowy uskok.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Most rozdziela go na dwie części z czego lewa jest wygrodzona workami z piaskiem i remontowana natomiast prawa przejmująca całą wodę i tak nie pozwala na to by nią spłynąć bez kiereszowania dna. Pozostaje przenoska, wyjątkowo męcząca, gdyż dostęp do brzegu po drugiej stronie broni płot i gruzowisko z remontowanego po sąsiedzku budynku. Przy okazji rozpoznania demontuję jedną siatką tak by się przez tę lukę przecisnąć nogami i wracam po rzeczy. Po trzech turach i powrocie do sitaki (by przywrócić ją do stanu zastanego) jestem na wodzie. Jeszcze tylko kolejna sponsorowana przez Unię konstrukcja spowalniająca Regę i przy tym stanie wody wymagająca opuszczenia kanu celem jego przeciągnięcia przez płyciznę i przede mną są już tylko łąki, przez które płynę zmeliorowanym korytem. Płynąć zaczyna się w miarę normalnie, choć zarośnięte dno często spowalnia. Mijane w oddali na lewym brzegu zabudowania nie zachęcają by to po tej stronie się rozbić, więc uwagę skupiam na stronie przeciwnej.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Po minięciu łąki z pasącymi się końmi z brzegiem sąsiaduje pole wyścielone zrolowanymi belami słomy - pozostaje już tylko dopłynąć do miejsca w którym taka bela jest najbliżej brzegu i jej okolica jest w miarę równa. Na początku na brzegu lądują tylko beczki - szybko wyciągam kuchenkę, filtruję i stawiam na ogień wodę i dopiero wtedy biorę się za wyciągnięcie reszty rzeczy, samego kanu i zorganizowanie jakiegoś dachu nad głową. Parapluch rozciągam między belą słomy z jednej a związanymi wiosłami z drugiej strony, za plecy tej konstrukcji robi kanujka. Kolację kończę już przy zapalonej czołówce a GPS nalicza dziś 2o,7 km.

7

Mocne poranne słońce zdecydowanie sygnalizuje, że dzisiejszy dzień ponownie będzie raczej ciepły niż chłodny.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

O 9.15 jestem na wodzie a pierwsze kilometry to kontynuacja wczorajszych widoków: gęste zarośla przy obu brzegach i całkiem dużo spowalniaczy w samej wodzie. Kolejne nadające się do biwakowania miejsce mijam po dobrej godzinie i jego małe rozpoznanie to również okazja by zrobić kilka zdjęć na których będzie widać z czym mam tu do czynienia.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Od mostu przy piaskowni(?) na wysokości wsi Lipce Rega dość radykalnie - choć na krótko - zmienia swe oblicze. Zarośla się kończą a ich miejsce na obu brzegach zajmują olsy. Przyjemna odmiana ma jednak swoją cenę - zaczynają się zwałki : )

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Na moje szczęście są to takie, które lubię - wymagające kombinowania i manewrowania a nie opróżniania kanu. W takich "klimatach" płynie się do Prusinowa, a dokładniej do przenoski obok elektrowni wodnej.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Noszenie wypada lewym brzegiem wzdłuż wykopów związanych z budowaną tu przepławką i w tym sezonie wskazane jest uważne stawianie kroków, bo można się skaleczyć o wystające pręty zbrojeniowe lub skręcić kostkę na nierównościach terenu przed samym wodowaniem. Za elektrownią zwałki są już naprawdę poważne, drzew w nurcie jest więcej, a kilka z nich zmusza do żonglerki rzeczami i kanujką nad pniami. Pozytyw jest natomiast taki, że w koryto jest już naprawdę szerokie.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Mniej więcej w połowie dystansu między elektrownią a Łobezem trafiam na mały przełom - rzeka rozlewa się szeroko i przyjemnie szumiąc płynie między kamieniami. W mieście przenoska znów wypada lewym brzegiem i znów towarzyszą jej prace budowlane - tu też powstanie przepławka. Sam Łobez utkwi mi w pamięci dzięki temu, że Redze po obu brzegach towarzyszy ładnie utrzymana promenada. Ktoś w końcu miał pomysł i znalazł środki na to by sensownie zagospodarować tereny nadrzeczne a ja jak nie lubię odcinków miejskich rzek to tu płynęło mi się całkiem przyjemnie. A tak w ogóle to Łobez bardzo długo nie chce wypuścić ze swych objęć bo promenada co prawda już dawno się skończyła ale po obu brzegach ciągną się tereny działkowe - mam wrażenie, że dosłownie kilometrami. Tak poza tym to Rega w tej okolicy przestaje płynąć na południe i w końcu skręca w stronę Bałtyku. Z miejscami na biwak w tej okolicy nie ma rewelacji i znów nocuję na polu usłanym zrolowanym sianem. Tym razem żadnej takiej beli nie ma w pobliżu brzegu, więc prace obozowe zaczynam od przeturlania jednej z nich w stronę równego kawałka pola przy brzegu. Rzut oka na GPS: dzisiejszy dystans to 3o,7km. Mogę też docenić to, że wczoraj rozbijałem się bez towarzystwa komarów, dziś jest ich tyle, że mam problemy z odpędzaniem się od nich przy okazji motania dość misternej konstrukcji, która odpowiednio naciągnie parapluch. Okazuje się też, że miejsce do spania znalazłem dosłownie w ostatniej chwili - wieczorne niebo już jakiś czas temu zaciągnęło się chmurami a lekka mżawka szybko przechodząca w solidny deszcz rozpoczyna się kilkanaście minut po tym jak chowam się z rzeczami pod efektem mojego niedawnego supłania. W sumie to mogę napisać, że mi się upiekło i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo dziś zamiast odpalać kuchenkę rozpaliłem ognisko i przed pracami związanymi z dachem nad głową zacząłem przypiekać na nim kawałek mięska. Zdążył się dopiec przed deszczem : ) Mimo zmęczenia długo nie mogę usnąć nie dość, że krople deszczu hałasują po moim daszku to jeszcze całe ciało mnie swędzi a komary nie odpuszczają. Koszmar - zaczynam żałować, że nie jednak zabrałem namiotu.

8

Pierwsze przebudzenie dopada mnie bladym świtem, ale po wczorajszej późnej "dobranocce" zataczam tylko nieprzytomnym wzrokiem po okolicy odnotowując niezmiennie zaciągnięte niebo i ponownie zasypiam. Kolejne przebudzenie to już gdzieś siódma, ale że słyszę mżawkę uderzającą w parapluch to pozwalam sobie na słodkie wylegiwanie. Na wodzie ponownie jestem po 9.oo i jeszcze nie wiem, że będzie to miało dziś określone konsekwencje noclegowe.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Nurt niesie przyjemnie, więc nawet nie wychodzę na brzeg przy mijanym po prawej jakimś "oficjalnym" miejscu biwakowym. Do mostu między Dalnem a Zachełmiem widoki nie zmieniają się - chaszcze i chaszcze. Zmienia się za to pogoda - robi się coraz cieplej.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Od mostu zaczyna być zwałkowo, na początku delikatnie - tak na kręcenie zygzaków, później pojawiają się takie wymuszające opróżnianie kanu. To jednak nic, bo naprawdę w kość dostaję gdy mijam kładkę na wysokości wsi Przemysław. Tam zaliczam trzy masywne serie zwałek wymuszających przenoski lasem. Przenoski jak przenoski, w sumie nic specjalnego, ale ich miejsca startu i wodowania w przypadku samodzielnego pływania nie są zbyt przyjemne.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Pod koniec drugiej serii gdy już wydawało mi się, że główne pasmo pni jest za mną drogę zagradzają kolejne drzewa  na pierwszy rzut oka wymuszające opróżnianie łódki. Chcąc sprawdzić czy jednak nie da się opłynąć przeszkody z lewej lekko wkurzony wracam do kanu i przez to zdenerwowanie dekoncentruję się przy wsiadaniu. Skutek jest taki, że ląduję w wodzie - po raz pierwszy na tripach w dużej łódce : ) Efekt uboczny jest całkiem przyjemny, bo mokre ubranie przyjemnie chłodzi w ten dość upalny dzień. W zwałkowej materii do dziś najbardziej wymęczyła mnie Łupawa, jednak Rega zdecydowanie ją zdetronizowała choć może wynikać to z tego że płynę sam i właśnie dlatego odbieram je za bardziej uciążliwe. Po trzeciej serii zwałki odpuszczają, poza jednym opróżnieniem kanujki wracam do mile urozmaicającego spływ slalomu. Z osiem kilometrów przed Reskiem na wysokości wsi Sosnowa przepływa się pod mostem, co jest o tyle ważne, że przed nim pojawia się dość dobrze utrzymane miejsce na nocleg. Dwa trzy kilometry przed Reskiem mijam podobny przybytek. Dosłownie przy pierwszych zabudowaniach położonych nad wodą dobijam do brzegu za potrzebą. Potrzeba dotyczy naładowania komórki, bo zabrany z domu świeżo naładowany akumulator, który miał ją ładować za pośrednictwem samochodowej przejściówki gniazdko zapalniczki - USB odmówił wczoraj współpracy. Postój wykorzystuję na pichcenie, choć po kilkuset metrach okazuje się, że można to było rozegrać bardziej optymalnie z punktu widzenia czasu jakim dysponowałem przed zmrokiem. Po prostu dopływam do kolejnej elektrowni wodnej (choć ulica, którą przenoszę rzeczy zwie się Młyńską) i to przy okazji przenoski można było się podładować. Dreptania jest całkiem dużo, bo przynajmniej 1oo metrów - przez ruchliwą ulicę i bez kontaktu wzrokowego z rzeczami zostawionymi na jej końcach. Woduję się już o zmierzchu i nie licząc na cuda od razu bardzo intensywnie rozglądam za miejscem do spania. Dużego wyboru nie mam i w zapadających ciemnościach przybijam do brzegu w jakiejś wycince wędkarskiej. Jest tak ciasno, że kanu zostaje na wodzie a ja rozkładam się z materacykiem wyłącznie na folii - bezchmurne niebo i mgły na pobliskiej łące sugerują, że deszczu dziś w nocy nie będzie. W miejscu dużego kręgu po wędkarskim ognisku - czyli metr dalej - rozpalam własny mały płomyk, ale cieszę się nim długo, bo …sam nie wiem kiedy usypiam. Widać 35km - w dużej części zwałek - zrobiło swoje : )

9

Pogoda w kontekście deszczu niespodzianek nie zrobiła i przywitał mnie słoneczny poranek. Natomiast moje dzisiejsze miejsce choć ciasne ma tak naprawdę inną wadę - jest tak zacienione, że nie mam jak rozwiesić śpiwora by go podsuszyć z porannej rosy. Pierwsze metry na wodzie nie przynoszą rozczarowania - zwałek jest coraz mniej, a jak się trafiają to wystarczy nieco pokręcić kanujką by płynąć dalej.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Przed Żerzynem rzeka tworzy całkiem przyjemne dla oka rozlewiska by kilka zakrętów dalej rozszerzyć się. To początek jeziora Lisowskiego i wpływam na nie z lekkim wmordęwindem, mam dziś jednak szczęście bo po pierwszym jego skręcie cyrkulacja jest już taka, że wiatr napiera na mnie z boku i nawet nie ma potrzeby siadać na dnie w środku łódki by sprawniej wiosłować.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Jezioro jest oczywiście sztuczne i na jego końcu trzeba się obnieść - przenoska wypada po prawej, ma mniej niż sto metrów, jest całkiem wygodna i biegnie wzdłuż kolejnej tym razem niedawno ukończonej przepławki. Przy wodowaniu zaskoczenie - czysta do tej pory woda zaczyna przypominać zupę. Dość szybko Rega ponownie zaczyna zwalniać, by przed samymi Płotami stanąć w miejscu - oczywiście za sprawą kolejnej elektrowni wodnej. Ja jednak nieco wcześniej przybijam do lewego brzegu pod dominującym nad tą okolicą zamkiem - mam do podładowania komórkę. Trochę zrobiłem się niewolnikiem zapisywania śladu spływu na GPSie i takie są tego efekty. Okoliczne zabudowania okazują się być albo zamknięte albo opuszczone i z lekkiej opresji ratuje mnie dopiero … komenda policji : ) Obiecuję być tu za godzinę i wracam do kanu. Przenoska ponownie wypada prawym brzegiem, więc dopływam do niego i na spokojnie robię trzy rundy by na koniec siąść sobie w cieniu i umilić oczekiwanie z kubkiem jogurtu w jednej ręce a paczką chrupek w drugiej : ) W międzyczasie pogoda zaczyna się psuć, zaczyna się od tego, że niebo gęstnieje a pod koniec odcinka miejskiego zaczyna przelotnie padać. W kilku skokach między deszczem docieram do początku jeziora Rejowickiego i tam dopada mnie już naprawdę mocny deszcz. Z pianką pod głową zalegam w kanujce pod jakimś rozłożystym drzewem i czekam aż zlewa się skończy. Samo jezioro jest długie, wąskie i zatłoczone wędkarzami, takie z tych: "przepłynąć i zapomnieć". Zbiornik po raz kolejny jest sztuczny i po raz kolejny trzeba się przenieść. Tym razem robi się lewym brzegiem a tym co ją wyróżnia jest długość - do przedreptania jest dobrych 15o metrów i robię to na małe raty tak by mieć na oku cały przenoszony sprzęt i na koniec w jednym ciągu przenoszę  samo kanu. Jest już nieco późno, a że wcześniej obiecałem sobie dziś szybciej niż wczoraj zakończyć pływanie to od razu zaczynam się rozglądać za wygodnym miejscem.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Jak na złość po pierwszych kilku takich w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni przez dłuższy czas nie napotykam niczego ciekawego. W końcu gdzieś w połowie odległości między elektrownią a Gryficami trafiam na teren, który wybornie nadaje się do przenocowania. Tradycyjny rzut oka na licznik trasy przy okazji wyłączania GPSa - dziś 33km. Jak zwykle najpierw zabieram się za zorganizowaniu sobie dachu nad głową a dopiero po nim biorę się za pichcenie. Pozytywne jest to, że przez ten odcinek od jeziora woda odzyskała nieco czystości i spokojnie można używać filtru bez ryzyka zapchania go po jednym litrze wody. Mniej pozytywne to, że na lewy brzeg wychodzi się po dość wysokiej skarpie, co sprawia, że kanu znów zostaje na wodzie. Dziś sen długo błąka się po okolicy - to wyczuwam go niedaleko, to czuję jak przestraszony ucieka gdzieś hen hen. Przez długi czas biedak nie może się przełamać by podejść bliżej. Jak się nad tym zastanawiam, to w sumie mu się nie dziwię - zawsze był nerwowy i zawsze przeszkadzały mu odgłosy nocnego życia lasu. A dziś na bank denerwują go dziki buszujące na przeciwległym brzegu. W końcu się przełamuje, dopada do mnie w jednym podskoku i z odgłosem przypominającym pęknięcie łamanej gałązki wyłącza świadomość.

10

Budzę się dobrze po 8.oo i mimo, że jestem blisko Gryfic to otacza mnie miła dla ucha cisza. Zupełnie tak jak by zwierzaki również miały weekend i spały dłużej w ten niedzielny poranek : ) Śniadanie na razie sobie odpuszczam i od razu biorę się za pakowanie. Idea jest taka by przy pierwszej okazji jeszcze raz podładować komórkę a jakiś posiłek przygotować w międzyczasie.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

W pewnym momencie - gdzieś po kilometrze - z prawego brzegu dochodzą do mnie odgłosy dzików a po chwili pojawiają się one same. Zwalniam, wyjmuję aparat i wyczekuję na jakoś dogodny moment. Zdjęcie robię tylko jedno bo brzmiący w tej porannej ciszy ja wystrzał trzask migawki płoszy całe stadko. Już na terenie miasta po prawej mijam przystań przy której krzątają się kajakarze będący na rodzinnym spływie z dzieciakami. Pytam czy jest tu prąd? Jest, więc dobijam, podłączam telefon i niespiesznie biorę się za odpalanie kuchenki. Po jakiejś godzinie żegnany przez machające do mnie z pomostu dzieciaki znów jestem na wodzie. Na krótko, jak się okazuje. No cóż - przenoska to przenoska. Na deptaku jest całkiem spory ruch więc uwijam się dość czujnie i po kilkunastu minutach znów macham wiosłem. Woda przyjemnie oczyszcza się prawie że z każdym metrem i na rogatkach Gryfina widoczność jak nic sięga 1,5m. Tak lubię.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Za miastem rzeka przez krótko płynie lasami po czym ponownie zmienia się charakter roślinności rosnącej na brzegach - zaczynają porastać go łozy. Gdzieś w tej okolicy trafiam na pierwsze kajaki, załogi są najpierw polskie a po nich trafiam na grupę Niemców płynących w trybie mocno rekreacyjnym. Najbardziej wyluzowany jest osobnik zamykający ich grupę - już z daleka widać, że ma za sobą noc spędzoną na "przyswajaniu" i teraz meczy go ogromny kac.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Widoki są raczej monotonne a jedyną odmianą staje się zaczynający wiać w twarz wiatr, przez co od Gąbina do Trzebiatowa wiosłowanie robi się bardzo siłowe. Przed wpłynięciem do miasta spiętrzenie Regi rozdziela koryto na dwie odnogi a mijane tabliczki nie dają szans na wybór - trzeba płynąć tą lewą, która niesie spiętrzoną wodę do pobliskiej elektrowni wodnej. Przenoska - wypadająca na ulicy Śluzowej - jest dość specyficzna, gdyż nie ma opcji by zwodować się za elektrownią. Sprzęt trzeba obnieść do kanału, który był sobie cały czas gdzieś tam po prawej i wodować się prawie pod samym mostem. Od tego momentu brzegi Regi po raz kolejny - i jak się jutro okaże - ostatni zmieniają charakter i od teraz prawie do samego ujścia będą mi towarzyszyć wysokie wały przeciwpowodziowe. Zarośli, trzcin i drzew jest mało a jak się trafiają to rosną tylko przy krawędzi wody, tuż za nimi teren jest wykoszony. Czyli robi się zdecydowanie nudno. Robi się też późno więc co kilkanaście minut wychodzę na brzeg ocenić czy miejsca które widzę z wody faktycznie nadają się na to by tam przenocować. Gdybym miał pewność, że w nocy nie będzie padać, to w sumie pierwsze z nich było by odpowiednie. Tyle, że zachmurzone niebo sugeruje, że dziś w nocy będzie się "dziać", więc płynę dalej. W końcu trafiam na coś odpowiedniego. Samo miejsce jest dość charakterystyczne, bo znajduje się na zakręcie rzeki przy postawionym na wale transformatorze i zastawce na wpadającym do Regi rowie melioracyjnym. Ostatnich przebłyskach dnia najpierw dobijam pod ów transformator, ale otwarta przestrzeń zniechęca i płynę na przeciwległy brzeg zakręcającej tu rzeki. Kilka minut myszkowania również przynosi negatywne odczucia - tu niby osłania od wiatru sam wał ale jak zacznie dmuchać w osi koryta rzeki to w sumie wyjdzie na to jak bym się rozbił na koronie tego wału. A i sam grunt nie należy od najrówniejszych. Wracam na przeciwległy brzeg ale tym razem dobijam w zakole poniżej transformatora i po kilku chwilach już wiem, że to najlepsze z najgorszych miejsce na tę noc. Na brzegu najpierw lądują rzeczy, po nich odwrócone do góry dnem kanu. W oparciu o nie, o wiosła i o wbite w ziemię kołki konstruuję swoje dzisiejsze schronienie. Wychodzi mi bardzo niskie i dobrze bo ma stawiać jak najmniejszy opór coraz bardziej odczuwalnemu wiatrowi. W kontekście nadchodzącej burzy bliskość transformatora nie nastraja optymistycznie, bo mam świadomość tego, że jako najwyższy w okolicy może on zadziałać przyciągająco na wyładowania, ale na dziś tak naprawdę jedyną bezpieczną alternatywą jest wyłącznie odpłynięcie gdzieś z kilometr - dwa dalej, wyciągniecie kanu na brzeg i przeczekanie burzy siedząc pod nim w kucki. Jeszcze tylko rzut oka na GPS - tu licznik dobija do 4okm i mogę próbować usnąć.

11

Wczorajsza burza miała dwie odsłony. Pierwszą po 22.oo, kiedy to nie dość, że oburącz trzymałem płachtę pod którą leżałem aby wiejący wiatr nie zrujnował mojego biwaku to jeszcze po raz pierwszy od bardzo dawna odsuwam od siebie walizkę z komórką i sprzętem foto. Bo pioruny w pewnym momencie biją naprawdę blisko. Po jakiejś godzinie wszystko się uspokaja a przede wszystkim cichnie łomotanie paraplucha na wietrze, więc nawet szybko usypiam. Gdzieś około 3.oo łopocący parapluch budzi mnie ponownie i cokolwiek zamroczony znów biorę się za przytrzymywanie krawędzi mojego dachu. Nawet nie wiem kiedy cały czas przytrzymując ten daszek usypiam.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Poranne niebo jest zaciągnięte, ale silny wiatr sugeruje, że pogoda zdecydowanie się poprawi. Z planowanego na śniadanie musli nic nie wychodzi - po prostu skisło mleko w otwartym ze trzy dni wcześniej kartonie. Na szczęście mam jeszcze mąkę, więc zamiast musli będzie ciapati : ) W międzyczasie porannej krzątaniny przywiązuję paraplucha do pobliskiej barierki by wiejący wiatr wytrzepał go i wysuszył. Pakując się po raz kolejny winszuję sobie tego, że nie rozłożyłem się przy wale, jak to miałem pierwotnie w planach - gdybym tak zrobił to z pewnością wszystkie moje rzeczy były by zupełnie mokre.

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Do ujścia zostaje mi jeszcze osiem czy dziewięć kilometrów - widokowo nie zmienia się w tym czasie nic. Wciąż dominują wysokie trzciny z za których czasem wyłania się wał przeciwpowodziowy. Po raz kolejny okazuje się, że szczęście mnie nie opuszcza, gdyż wiatr który pomagał mi

Rega, Spływ, Kanu, nie kajak, NorthQuest

Przed wpłynięciem do portu zawijam do położonej przy prawym brzegu przystani przed mostem drogowym. Mała przerwa jest spowodowana tym, że mam zamiar wypakować z kanu wszystko czego nie będę potrzebować na ostatnim kilometrze. Trzeba tylko poczekać aż pojawią się tu z autem "moje" kobitki pozostawione w środę na początku spływu. W końcu są i po wrzuceniu rzeczy do samochodu ruszam dalej. W porcie ruch o tej porze jest minimalny, na wodzie spotykam tylko jedną motorówkę. Przed samym wyjściem z za falochronu dopada mnie chwila niepewności: jak moja kanujka zachowa się na naprawdę silnym wietrze i bałtyckich falach? Po kilku kolejnych minutach wiem już, że o ile walka z wiatrem wymaga dużego wysiłku, to ze stabilnością - czy to przodem czy tez bokiem do fali - nie mam problemu. Dość czujnie dobijam do zatłoczonej plaży by po raz ostatni na tym wyjeździe wyłączyć rejestrowanie śladu GPSa. Ku mojemu zaskoczeniu ten na mapie kończy się w morzu : ) z wynikiem 8,83km. Zaczynam, żałować, że plaża tutaj jest tak zatłoczona bo brykanie na falach zdecydowanie mi się podoba i chętnie bym do tego wrócił, ale w zastanych warunkach to zły pomysł - chwila nieuwagi i można kogoś uszkodzić. Napierając na wiosło dużym łukiem wracam do basenu portowego. Pozostaje zapakować kanu na auto, wpaść do pobliskiego baru na flądrę i skorzystać z dobrodziejstw ukończonej S3 w drodze do domu.

(c) Piotrek Kaleta / Szuwarki Kanu Team

______________________________